Powrót na Halę 26-29.01.2012
Godz 18.04 odjeżdża pociąg z Gdyni Głównej w kierunku Zakopanego. Mamy kuszetki, więc możemy się wylegiwać. W Tatrach dzisiaj była lawinowa 4 i sporo chmur, ale wszelkie prognozy mówią, że idzie ku lepszemu i że mamy szanse na piękną pogodę. Godz. 19 – jeszcze nie dojechaliśmy do Gdańska. Jak to jest możliwe, że pociąg PKP jedziemy na tym odcinku 2 razy dłużej niż SKM? Jakoś nie możemy sobie tego wytłumaczyć. Noc mija. Rano budzimy się w okolicach Krakowa. Do naszego celu jeszcze strasznie daleko. Kolo 8 dzwoni mama i pyta jak w górach, a ja jej na to, że jak dojadę to zadzwonię. W końcu dojeżdzamy, godzina... w okolicach 12 w południe. 18 godzin w pociągu – masakra!!!
26.01.2012 (czwartek)
Zaczynamy
– jak zawsze – czyli piwo (lub jak kto woli – herbatka) w słynnym barze
FIS. Przy okazji w pobliskich sklepach robimy zakupy. Potem wsiadamy w
busa do Kuźnic i tam otrzymujemy informację: „Jeśli chcecie gdzieś
chodzić, to wypożyczcie rakiety, bo śniegu jest tyle, że od tygodnia
chłopaki kopią ścieżki choćby nad Czarny Staw. Na Karb na razie nikt
nie szedł.” No dobra – skoro tak to wygląda, to wysiadamy na rondzie i
wypożyczamy kolorowe rakiety. Kolejnym busem podjeżdżamy do Kuźnic i z całym, dość sporym bagażem czekamy na kolejkę. Nie chce nam się
podchodzić – tym bardziej, że nie wiadomo, jak wygląda Boczań w takim
śniegu. Na dole widoków nie ma prawie żadnych. Natomiast na Kasprowym
wita nas słońce. Śniegu jest sporo – na pewno ponad metr, bo
szlakowskazy ledwo co wystają. Ludzi dużo – w końcu mazowieckie ma
ferie. Tatry są tak ośnieżone jak chyba nie widzieliśmy nigdy (no Kuba
może widział). Skał prawie spod nich nie widać – wszędzie tylko biała pierzyna. Hala w chmurach – tam idziemy. Wzdłuż wyciągu nie jest
najgorzej. Tylko czasami wpadamy w śnieżne pułapki. Czasami nawet noga
wpadając w dziurę – wisi w niej w powietrzu ;-). Piękna zima! W
Murowańcu dostajemy miejsca w pokoju nr 7 – 6-osobowym. Rozpakowujemy
rzeczy i idziemy na jadalnię. Wśród wspomnień z dawnych czasów jemy
obiad i rozkoszujemy się wieczornym chaosem. Spotykamy też znajomego,
którego poznaliśmy w sierpniu w Dolomitach. Okazało się, że od jakiegoś
czasu urzęduje w Betlejemce. Mówi, że od 3 tygodni pogoda tutaj była straszna i gór nie było widać i dziś jest pierwszy dzień słońca. My to
mamy szczęście. Wieczorem zasiadamy do gitar – towarzystwo do śpiewania
zawsze się znajdzie.
27.01.2012 (piątek)
Dobrze, że nie trzeba wstawać w środku nocy. Przyjechaliśmy na trekking, a tutaj jest wszędzie blisko, więc śpimy prawie do 8. Bezchmurne niebo pełne błękitu i białe, kontrastujące z nim szczyty zachęcają do wędrówki. Pakujemy potrzebny sprzęt i rakiety i udajemy się w kierunku Pojezierza. Nasz cel to Kościelec. Mamy duże szczęście. Okazało się, że przed nami w tą samą stronę wyruszyło 3 chłopaków i wydeptali nam trochę ścieżkę. Rakiety się nie przydadzą. Śniegu jest dużo, ale po śladach idzie się całkiem dobrze. Na Karb docieramy w prawie letnim czasie. Widzimy, że chłopacy zdecydowali się też na Kościelec, więc tym większa szansa dla nas. Powolutku brniemy do góry. Śniegu jest naprawdę dużo. Momentami pod nim ukrywają się skalne płyty, które trochę utrudniają nam wejście. Szczególnie w jednym miejscu mieliśmy problem, bo płyty nie mogliśmy ominąć. W końcu Kubie jakoś udało się wejść i mnie przyasekurował. Niezbyt sympatyczne były też ostatnie kroki pod szczytem, gdzie znajduje się pionowa płyta – a przy wejściu na nią po dwóch stronach spora ekspozycja. Jednak widoki ze szczytu – nie do opisania. Byliśmy sami (chłopacy zaczynali schodzenie gdy my byliśmy pod wierzchołkiem). No może nie do końca sami, bo towarzyszyły nam 3 kozice. Po raz pierwszy widziałam, z tak bliska, kozice w polskich Tatrach! Aż żałowaliśmy, że nie mieliśmy lepszego obiektywu, bo można im było robić portrety. Nie bały się prawie wcale. Do tego słońce i gdzie nie spojrzeć to ośnieżone szczyty – nawet nasze polskie Kilimandżaro, czyli Babia Góra świeciła swoim blaskiem. Było pięknie. Schodzenie poszło nam dużo sprawniej. Po drodze spotkaliśmy jeszcze 3 osoby udające się na szczyt. Zeszliśmy z Karbu do Czarnego Stawu (strasznie współczując tym, którzy tamtędy podchodzili! - stromo i ogromnie dużo śniegu). Przez Czarny Staw przebiegała droga, a na niej mnóstwo spacerowiczów, tzn. że szlak już jest przetarty. Dla nas Czarny Staw to wyjątkowe miejsce. W zasadzie wyjątkowy jest pewny kamień nad brzegiem. Duży głaz kiedyś ochraniał nas od śniegu i wiatru i z nim łączymy wspomnienia. Dziś stał się on jeszcze bardziej wyjątkowy i złączył nas na resztę życia. Popodziwialiśmy jeszcze nasze piękne górki i zimowym szlakiem udaliśmy się do schroniska.
28.01.2012 (sobota)
Kolejny dzień pięknego słońca i błękitnego nieba. Plany mieliśmy Granatowe, ale z powodu dużej ilości śniegu musieliśmy je lekko zmodyfikować. Poza tym mieliśmy rakiety i fajnie byłoby je chociaż na chwile wykorzystać, więc zupełnie na lekko udaliśmy się zielonym szlakiem w kierunku doliny Pańszczycy. Trochę pobłądzimy po lesie, bo ciężko było w śniegu znaleźć szlak (a przetarte w żaden sposób nie było). Znaleźliśmy cudowne polany pełne nieskalanego śniegu, który niesamowicie iskrzył się w słońcu. Widoki były przecudne. Zdecydowaliśmy się podejść kawałek w kierunku Żółtej Turni na rakietach, pooglądaliśmy Halę z innej perspektywy. Byliśmy sami w tej części gór i naprawdę było warto na chwilę uciec od zgiełku – tym bardziej, że dziś sobota i wszędzie pełno ludzi. Przyjemności kosztują więc i ta nie była za darmo. Gdy zatrzymaliśmy się na herbatkę spotkaliśmy Pana w zielonym ubranku z plakietką TPN i dostaliśmy pokutę. Świadomi złego uczynku grzecznie ją przyjęliśmy, a Pan okazał się niesamowicie miły więc jeszcze ucięliśmy sobie pogawędkę i mieliśmy możliwość poobserwować przez lornetkę gromady ludzi wdrapujące się na Kościelec. Po powrocie do Murowańca zafundowaliśmy sobie kilka pyszności, a później poszliśmy jeszcze na spacer. Zresztą nie był to ostatni spacer tego dnia, bo wieczorem byliśmy jeszcze podziwiać gwiazdy, których nad Halą jest niesamowicie dużo!
29.01.2012 (niedziela)
Czas powrotów. Niechętna pobudka. Za oknem znów pięknie, a my musimy pakować plecaki i wracać do rzeczywistości. Niebieskim szlakiem przez Boczań obieramy kierunek na Kuźnice. Jeszcze kilka zdjęć, kilka westchnień, łezka w oku – do zobaczenia następnym razem. Później już wszystko potoczyło się nadzwyczaj szybko. Oddanie rakiet, do odjazdu PKS 1 minuta, w Krakowie zamiast spotkać się z Lesiem i Agatą ledwo zdążyliśmy na IC do Gdyni. Skończyły się nasze krótkie wakacje. Czas wracać do pracy.
Kilka z aktualnych cen:
bus z PKP do ronda – 3 zł
bus z ronda do Kuźnic – 3 zł
wypożyczenie rakiet – 20 zł/doba
kolejka na Kasprowy (w 1 stronę) – 39zł (zniżka na Euro26 – 5zł)
noclegi w Murowańcu – 40 zł/os/noc (zniżka na PTTK 20%)
bus z PKP do ronda – 3 zł
bus z ronda do Kuźnic – 3 zł
wypożyczenie rakiet – 20 zł/doba
kolejka na Kasprowy (w 1 stronę) – 39zł (zniżka na Euro26 – 5zł)
noclegi w Murowańcu – 40 zł/os/noc (zniżka na PTTK 20%)